11 sierpnia 2014

Rozdział XI

[...] Po lekcjach Hermiona od razu ruszyła w kierunku Skrzydła Szpitalnego, aby odwiedzić Malfoya. Niestety czekała ją przykra niespodzianka. Gdy weszła do środka zobaczyła, że szpital jest pusty. W jej głowie zrodziły się setki pytań. Gdzie on jest? Czyżby Draco został już wypisany? Przecież pielęgniarka mówiła, że do końca tygodnia na pewno nie opuści szpitala. Od razu ruszyła do gabinetu pani Pomfrey.
- Dzień dobry. - przywitała się. 
- O, dzień dobry panno Riddle.
- Czy mogłaby  mi pani powiedzieć, gdzie jest Draco?
- Dziś stan pana Malfoya gwałtownie się pogorszył i został on przetransportowany do Szpitala Świętego Munga.- powiedziała pielęgniarka, a dziewczyna poczuła jak załamują się pod nią nogi. Zatoczyła się i podparła o łóżko, aby nie upaść.
-Dziecko, czy chcesz coś na uspokojenie?
- Nie dziękuję, nie mam czasu. Muszę natychmiast dostać się do Szpitala. Do widzenia.
Hermiona wstała, jednak znowu się zatoczyła. Pielęgniarka stanowczo posadziła ją z powrotem i dała eliksir na uspokojenie i wzmocnienie.Po minucie zaczął działać i dziewczyna pędem ruszyła w stronę gabinetu profesora Snape'a. Po drodze wpadła na grupkę dziewczyn. Chciała ją wyminąć, ale zauważyła znajomą blond grzywkę. Pomyślała, że Laura powinna wiedzieć, co się dzieje z jej bratem, dlatego wzięła ją pod ramię i pociągła za sobą mówiąc: 
-Wytłumaczę ci po drodze, chodź.
- Miona co się stało?
-Draco... źle z nim... jest w Mungu... idziemy do Snape'a, żeby teleportować się do szpitala...- po każdym wdechu wyrzucała z siebie wiadomości dla blondynki.
-Co? Hermiona co ty pleciesz? Przecież wczoraj byłam u niego i czuł się świetnie. Pielęgniarka mówiła, że w weekend wychodzi ze szpitala.
- Nastąpiły komplikacje. Szybko chodź.- popędziła ją Hermiona. Panna Malfoy uwierzyła jej, ponieważ wiedziała, że przyjaciółka nie robiła by sobie żartów z tak poważnej sprawy.
Biegły do gabinetu swojego opiekuna, jakby się paliło. Waliły w drzwi tak mocno, że te aż drażały. Gdy nikt im nie otwierał zaczęły się irytować. W końcu zobaczyły profesora, który wracał z obiadu i szedł korytarzem. Od razu, gdy go zauważyły zaczęły mówić obydwie naraz i mężczyzna nie zrozumiał za wiele po za tym, że obydwie dziewczyny chcąc opuścić szkołę przez jego kominek. Nie zadając zbędnych pytań od razu zaprowadził je w stronę kominka, ponieważ wiedział, ze z byle powodu nie prosiły by go o to.  Po chwili znalazły się w holu głównym Świętego Munga. Według tablicy powinny udać się na pierwsze piętro, gdzie mieścił się odział Urazów Magizoologicznych. Gdy były na miejscu zapytały przechodzącą pielęgniarkę, w jakim pokoju leży Draco Malfoy. Kobieta sprawdziła informacje w swoim magicznym notesie.
- Pokój 43. Prosto i na lewo.- odezwała się miłym głosem.
-Dziękujemy.
Ledwie skręciły zobaczyły rodziców chorego. Lucjusz pocieszał płaczącą Narcyzę. Oboje byli zdziwieni widokiem córki i dziewczyny syna.
-Laura? Co ty tu robisz? Dopiero co wysłałem ci sowę.
-Hermiona mi powiedziała. Pani Pomfrey jej powiedział gdy poszła do szpitala.- uprzedziła kolejne pytanie.- Co z nim?
-Jest źle, nawet bardzo źle. Magomedycy kompletnie nie wiedzą co robić. Draco powoli umiera na naszych oczach.- po policzkach nastolatek bezgłośnie zaczęły płynąc łzy. Przytuliły się do siebie. Potrzebowały w tej chwili bliskości drugiej osoby. W ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyły i stały bardzo dobrymi przyjaciółkami.. Łkały sobie w ramię nie wiedziały jak długo. Może kilka minut, albo kilka godzin. W każdym bądź razie przerwało im nadejście magomedyka.
-Zapraszam państwa do gabinetu.
-Przepraszam, czy ja też mogłabym pójść? To dla mnie bardzo ważne.- zapytała nieśmiało Hermiona.
- Oczywiście, że tak, chodźmy.
Po chwili siedzieli już w gabinecie.
-Tak jak mówiłem państwu wcześniej stan pańskiego syna jest krytyczny. Wszystkie znane mi sposoby leczenia  w tym przypadku zawodzą. Mam jednak kolegę, który studiował oprócz magicznej medycyny mugolską. To właśnie on podpowiedział mi jak pomóc synowi. Tylko nie wiem, czy ten sposób państwu odpowiada.- spojrzał znacząco na Malfoy'ów.
- Nie obchodzi nas reputacja. Zrobimy wszystko, aby uratować naszego syna. Proszę powiedzieć co możemy zrobić.
- Organizm Dracona jest bardzo wyniszczony. Szkody jakie wyrządził jad akromantuli są ogromne. Rzadko kiedy się takie spotyka. Metoda, która według mojego przyjaciela jest w stanie mu pomóc wśród mugoli  nazywana jest przeszczepem szpiku kostnego.
Rodzina chorego patrzyła ze szczerym pytaniem w oczach na człowieka siedzącego przed nimi. Hermiona, która wychowała się wśród mugoli wykrzyknęła:
- Przecież nie może być aż tak źle!
-Przykro mi, ale faktycznie tak jest. Czy wie pani dokładnie na czym polega przeszczep?
- Tak, wiem. Chodziłam do mugolskiej szkoły i kiedyś pisałam referat na ten temat na dodatkową ocenę.
- Czy może wobec tego chcą państwo, aby to pani Riddle wytłumaczyła wam na czym polega. Może lepiej usłyszeć to od bliskiej osoby, lepiej przyjąć.
-Tak, Hermionko, mogłabyś nam wytłumaczyć?- poprosiła Narcyza.
- Dobrze. Przeszczep szpiku kostnego polega na pobraniu komórek macierzystych od dawcy i zaaplikowaniu ich choremu. Przeszczep stosuje się tylko w przypadku wielkich wyniszczeń organizmu. Komórki macierzyste dawcy i biorcy oczywiście muszą się zgadzać jeśli nie są takie same przeszczep nie jest możliwy. Szpik można dostać od rodziny lub z banku szpiku, gdzie ludzie dobrowolnie oddają swój szpik, aby dzięki niemu można było wyleczyć drugiego człowieka. Tu sprawa jest łatwiejsza, bo zazwyczaj rodzeństwo ma takie same komórki macierzyste, więc jeśli Laura się zgodzi to uda się wyleczyć Draco.
We wszystkich sercach na chwilę zapalił się płomyk nadziei. Niestety magomedyk zaraz go zgasił.
-Niestety tutaj sprawa nie jest taka łatwa jak się może wydawać. Pani Laura podobnie jak brat przeżyła ostatnio atak akromantuli i nie może być dawcą. Jeśli pobralibyśmy od niej szpik istnieje prawie stuprocentowa pewność, ze to ją zabije. Musimy pobrać szpik od pańskiego syna i zbadać, aby wiedzieć jakiego szpiku potrzebujemy. No i oczywiście musimy mieć pewność, że potencjalny dawca jest w pełni zdrowy.
- Nie obchodzi mnie to, że to może mnie zabić. To przeze mnie Draco jest tu w takim stanie. Oddam dla niego ten szpik, będę jego dawcą.- odezwała się Laura. Nie obchodziło ją to, że w czasie zabiegu może umrzeć. W końcu to dzięki ofierze brata jest wśród żywych.
-Nie ma mowy, nie zgadzam się na to! Jesteś nieletnia, a ani ja, ani matka nie podpiszemy ci papierów.
-Ale...- próbowała protestować, ale zaraz przerwał jej rodzic.
- Pomyślałaś jak czułby się Draco, gdyby dowiedział się, że umarłaś żeby go uratować. Sądzisz,że mógłby żyć ze świadomością, że swoją chorobą zabił własną siostrę?
Przemowa ojca trafiła do Laury i dziewczyna nic już nie powiedziała
- My z mężem oczywiście poddamy się odpowiednim badaniom.- odezwała się  Narcyza.
- Ja również.- odezwała się Hermiona.
-Dobrze więc zapraszam państwa na badania. Wyniki będą za tydzień. Jednak nie mamy pewności, że w tym tygodniu syn nie umrze, jak już mówiłem jego stan jest krytyczny.
- Uruchomię wszystkie swoje wpływy, aby to przyśpieszyć.- z pełnym przekonaniem powiedział Lucjusz.
Po badaniach Hermiona nie udała się do szkoły. Chciała być sama i mieć chwilę spokoju. Wiedziała, ze w domu będzie miała ciszę i samotność- dwie najbardziej potrzebne jej teraz rzeczy. Teraz nie było tam praktycznie nikogo poza rodzicami i Śmierciożercami, którzy pojawiali się na zebraniach.
Gdy pojawiła się zapłakana na progu domu matka od razu gdy ją zobaczyła podbiegła i mocno przytuliła.
- Tak mi przykro córeczko. Musimy mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze Lucjusz nam powiedział o tej mugolskiej metodzie i nawet tata zrobi razem  ze mną zrobić badania, ponieważ Malfoy'owie to nasi dobrzy przyjaciele, no i oczywiście ze względu na ciebie. Widzimy jak bardzo go kochasz.- powiedziała kobieta, a Hermiona ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że Amanda mówi prawdę. Nawet nie wiedziała kiedy pokochała tego wkurzającego i bezczelnego chłopaka. Kochała go cholernie mocno, całym sercem, a ostatnie wydarzenia tylko tą miłość wzmocniły.
- Tak bardzo się boję mamo...- wyszlochała.
-Pamiętaj będzie dobrze. Draco ma już pięć osób, które chcą oddać dla niego szpik. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że komórki będą się zgadzać.
- A jeśli nie? Mamo ja się chyba zabiję jeśli on umrze.
Starsza kobieta przeraziła się nie na żarty słysząc  te słowa z ust córki.
-Obiecaj, że choćby nie wiem co nie zrobisz tego. Nie możesz Draco nie chciałby tego, pomyśl o nas o swoich przyjaciołach, o Pansy i /Eriku, dopiero niedawno odzyskali siostrę. Nie możesz, rozumiesz? Nie możesz. Musisz być silna. Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Obiecaj.- Amanda za wszelką cenę musiała dotrzeć do swojej najmłodszej córki.
- Obiecuje mamo.- przyrzekła, jej rodzicielka odetchnęła z ulgą.
-Chodź do swojego pokoju. Musisz się położyć i odpocząć
Hermiona dała się zaprowadzić do swojego pokoju. Położyła się do łóżka, a matka podała jej buteleczkę z eliksirem Słodkiego Snu. Dziewczyna przełknęła płyn i od razu poczuła wielką senność.
-Mamo napisz do Severusa i wytłumacz dlaczego nie ma mnie w szkole.- wymamrotała ostatkiem sił.
-Dobrze. Spij, dobranoc.- powiedziała i wyszła z pokoju córki.
*******

Następnego dnia  Hermiona obudziła się w błogiej nieswiadomości co do wczorajszych wydarzeń. Jednak po chwili wspomnienia uderzyły w nią z podwójną siłą. Ból był tak, wielki, że musiała zwinąć się w kłebek, aby znieść jego przytłaczającą siłę. Na samą myśl o poprzednim dniu łzy leciały jej ciurkiem po policzkach. Nagle przypomniało jej się, co powiedział Lucjusz- postara się przyśpieszyć badania szpiku kostnego. To może znaczyć, że być może już dziś sowa przyniesie jej wyniki. Ta myśl okazała sie o tyle motywująca, że znalazła w sobie resztki energii, aby pójść się ubrać i nawet zejść na dół na śniadanie. W jadalni  byli tylko jej rodzice. Przywitała się z nimi i zaczęła wmuszać w siebie jedzenie. Właściwie to w ogóle nie miała ochoty na jakikolwiek posiłek, ale obietnica jaką złożyła Draconowi skutecznie ją do tego zmuszała. W pewnym momencie do jadalni wszedł skrzat.
-O co chodzi Gapku?
-Przepraszam, że przeszkadzam sir,- skrzat ukłonił się nisko- ale sowy przyniosły trzy listy, dwa do panny Riddle, a drugi do pana sir.
Hermiona, gdy tylko usłyszała te słowa zerwała się z krzesła i podbiegła do Gapka biorąc od niego listy.
Jeden dała swojemu ojcu, który po chwili go otworzył. Ona jednak nie otwierała swoich listów. Jeden był ze szpitala o czym świadczyła podłużna pięczątka w góry koperty, a więc to były wyniki, drugi natomiast miał z tyłu lak herbem Malfoy'ów, czyli list od Lucjusza i Narcyzy. Z rozmyślań wyrwał ją głos Toma.
-Przeczytaj.- powiedział podając list żonie.
Kobieta po szybkim przeczytaniu listów spojrzała na męża.
-To może być dobry pomysł, ale czy spełnisz ten warunek, o którym pisze Pansy? Ona zdaje sobie sprawę z sytuacji jaka panuje pomiędzy wami, ale nie możesz go teraz zabić ze względu na jej stan psychiczny.
-Jeśli to ma jej pomóc spełnię warunek naszej drugiej córki.
- O co chodzi?- zapytała zaciekawiona Hermiona. Z rozmowy wywniskowała, że rodzice rozmawiają o niej.
- Nieważne dowiesz się później.
- A nie możecie mi powiedzieć teraz?
-Nie. Na razie wiedz tylko tyle, że dziś będziesz miała gościa.
- Nie mam ochoty nikogo widzieć.
- Z tego gościa chyba jednak się ucieszysz. Otwórz w końcu te listy.- Voldemort zręcznie zmienił temat.
Na pierwszy ogień poszedł list od Malfoy'ów.

Droga Hermiono.
Dostalismy już wyniki. Ty też pewnie niedługo dostaniesz. Niestety żadne z nas nie może być dawcą dla Dracona. Laura także już wie jest w szkole i poprosiła wszysztkich przyjaciół o badania. Napisz do nas  najszybciej jak to mozliwe, czy możesz być dawcą.
Narcyza i Lucjusz.

Hermiona przeczytała list i jego treśc w jakiś sposób zmotywowała ją do otwarcia listu. To ona była na chwilę obecną jedyną nadzieją tylu ludzi. Od jej wyników zależy czy Draco ma dawcę, czy nie. Drżacymi ręcami otworzyła kopertę i wyciągła złożoną na pół kartkę. Dłonie trzęsły jej sie tak bardzo, że musiała położyć list na stole aby cokolwiek odczytać. Szybko przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu, a po jej policzkach znowu zaczęły spływać łzy. Rodzice uważnie ją obserwowali i od razu  zauważyli zmianę.
-Hermionko co tam jest napisane?
Na te słowa dziewczyna zerwała się z krzesła i wybiegła z jadalni krzycząc do rodziców:
- Napiszcie do Malfoy'ów, że ja także nie mogę być dawcą!
Tom i Amanda pochylili się nad kartką z wynikami i zaczęli czytać.

Szanowna Pani Riddle.
Zawiadamiamy panią iż nie może być pani dawcą dla pana Malfoy'a, ponieważ pańskie komórki macierzyste nie są ze sobą zgodne. Rodzaj pani komórki...

Dalszej części nie czytali.
-Tom idź odpisz Pansy, że zgadzasz się na jej warunki. Ten pomysł był chyba strzałem w dziesiątke.
- Już idę. Napiszę też do Lucjusza. Wiesz dziś przychodzi tu ten magomedyk w związku z badaniami.
*******


Hermiona, od chwili gdy przeczytała list czuła się jakby ktoś uderzył ją z całej siły w brzuch. Łapczywie łapała powietrze. Leżała na łóżku i strzasznie płakała. Łzy leciały spod jej zamkniętych powiek. W ostatnim czasie wylała ich  tyle , a jednak  ciągle znajdywała nowe. Płakała i wspominała wszystkie te chwile z Draconem.
 Nie wyobrażała sobie, że być może już nigdy z nim nie porozmawia. Nie mogła nawet znieść tej  myśli. Zrobiła by wszystko, aby  być na jego miejscu. Gdyby tylko znalazła dla niego dawcę. Jedyna nadzieja, że wsród jej przyjaciół znajdzie się ktoś kto będzie mógł nim być. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. 
-Proszę.
-Panienko ma pani gościa.- usłyszała głos Gapka.
- Mówiłam już moim rodzicom, że nie chcę nikogo widzieć. Odeślij go do mojej matki.
Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i przekręciła się na drugi bok myśląc, że ma już święty spokój. Jej nadzieje były jednak marne. Po kilku minutach  z irytacją usłyszała, że drzwi znów się otwierają.
-Hermionko nie wolno traktować tak gości.- usłyszała głos matki w którym wyczuwalna była nutka nagany za jej zachowanie.
- Ale ja chcę mieć tylko spokój. Nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek i nikogo nie chcę widzieć.
-Nawet mnie?- do jej uszu dotarł przyjemny męski głos, który wszędzie by rozpoznała, ten głos towarzyszył jej od pierwszej klasy i nigdy nie zawiodła się na właścicielu tego głosu. Szok jaki wywołał ten głos był tak wielki, że otworzyła szeroko oczy i usiadła szybko na łóżku. Gdy jej zdziwienie trochę osłabło i odzyskała głos zadała  niepewnym głosem pierwsze pytanie jakie wpadło jej do głowy.
- Co ty tu robisz Harry?
********
No więc jest i rozdział. Zasługuję na pożądny ochrzan. Przytłoczyły mnie moje prywatne sprawy i przez dwa tygodnie zachowywałam się jakbym nie miała bloga ;c . Przepraszam, przepraszam. Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybciej, bo wena kopie ;d Założyłam zakładkę Spam, gdzie możecie zostawiać linki do swoich blogów, na które z przyjemnością zajrzę :)
Pozdrawiam
Ever :*

3 komentarze:

  1. O Jezu... ten rozdział jest taki smutny.Ciekawa sytuacja z Harry'm. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam i weny życzę, Vik. A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział :)
    Mam nadzieję, że na następny nie będzie trzeba było czekać miesiąc :) Choć rozumiem że masz swoje życie poza blogiem , to po prostu nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry? Nie no dziwie sie ze Voldek nie chce go zabic i po prostu go tam wpuscil

    OdpowiedzUsuń