1 lipca 2014

Rozdział IX

Gdzie jest Laura?
To pytanie zawisło między nimi. Nikt nie odezwał się ani słowem, każdy miał zrozpaczoną minę. W końcu ciszę przerwał Hagrid  jak zwykle wszystko  lekceważąc.
-E tam, ona nazywa się Malfoy. Jest jego siostrą.- wskazał brodą Dracona, który tępo wpatrywał się w przestrzeń.- Robi sobie z nas żarty.  Zaraz wyskoczy z jakichś krzaków śmiejąc się z nas w najlepsze. W końcu to Malfoy, a oni są znani z tego typu głupstw.
Draco drgnął w końcu.
- Słuchaj ty zakuty łbie. Nie znasz mojej siostry, więc nie mów, że robi sobie z nas jaja. Może ja bym tak zrobił jakiś rok temu, ale nie ona. Przez ciebie i twoje nienormalne pomysły ona siedzi tam teraz z tymi potworami, które planują zrobić sobie z niej przystawkę. Więc radzę ci zrobić wszystko co w twojej mocy, żeby nic jej się nie stało. W przeciwnym razie możesz mieć nie małe problemy. Na pewno znasz kilku z przyjaciół mojej rodziny.- blondyn powoli cedził słowa.
- My do nich należymy i nasi rodzice również.- powiedziało zgodnie rodzeństwo Riddle.
-Grozicie mi?- zagrzmiał gajowy.- Nie możecie mi nic zrobić.
- Możemy bardzo wiele i nie, nie grozimy ci. Na razie. A teraz idź do tych swoich serdecznych  przyjaciół i wróć tu z Laurą.
- Nie zrobię tego! Ona mnie zabiją!- widocznie nawet Hagrid musi w końcu przejrzeć na oczy.
- Och, co ty nie powiesz? Wiesz, życie mojej siostry jest dla mnie ważniejsze, niż twoje.- głos blondyna ociekał jadem.
- Nie zrobię tego.
-Świetne. Sami sobie poradzimy.- do akcji wkroczyła Hermiona.- Erik chyba musimy złożyć naszemu ojcu wizytę.
- Chyba masz rację. Może być trochę zaskoczony. W końcu spodziewali się nas z mamą dopiero na Wielkanoc. To co idziemy do bramy i teleportacja?
- Tak będzie najszybciej.
- My postaramy się pokrzyżować trochę plany tych pająków.
-Tylko nie wchodźcie do ich gniazda!- krzyknęła przez ramię Hermiona.
Po chwili byli już za bramą skąd teleportowali się do Riddle Manor. Szybko przebiegli przez ogród i już po chwili byli w domu.
- Ja idę w prawo, a ty w lewo. Jak ich znajdziesz to mnie zawołaj.- mruknął Erik.
Dziewczyna poszła w lewą stronę krzycząc:
- Mamo!!! Tato!!! Mamo!!!
- Hermiona? Co ty tutaj robisz? Czy nie powinnaś być w szkole?- dopytywała Amanda
- Zaraz wam wszystko wytłumaczę. Erik znalazłam ich!!!- krzyknęła w stronę gdzie poszedł jej brat.
- To Erik też tutaj jest?
- Tak, jest. To bardzo ważne. Każda sekunda się liczy więc zejdzie na dół to wszystko wam wytłumaczę.
Rodzice zeszli na dół siadając na kanapie i gestem pokazując córce, aby zrobiła to samo. Ta wykonała te polecenie, wiedząc, że oni muszą wszystko zrozumieć, aby ruszyć na ratunek Laurze. W tym momencie nadszedł Erik.
- No dobra to mogę zaczynać. Ten durny gajowy…
-Hermionko wyrażaj się…- mimo, że rodzice sami nie byli wzorem do naśladowania byli bardzo wyczuleni na mowę swoich dzieci.
-Dobrze. Więc Hagrid zabrał nas na szlaban, on był niesłusznie dany nam wszystkim przez McGonagall.- wtrąciła szybko widząc, że ojciec już otwiera usta, żeby zapytać za co go dostała- zabrał nas do Zakazanego Lasu do gniazda…- wzięła głęboki wdech wiedząc jak zareagują na to co usłyszą- akromantuli.
- Gdzie ten przygłup was zabrał?!- Amanda była taka wściekła, ze nawet nie zwróciła Tomowi uwagi.
- Do gniazda akromantuli tato. Kazał nam przekonać je, żeby się z zaprzyjaźniły. To potomkowie tego pająka, którego Hagrid chował, gdy byliście w piątej klasie. Nie dawno zmarł, a wraz z nim szacunek tych pająków do Hagrida. Otoczyły nas i zaczęły na nas polować. Ledwo uszliśmy z życiem. Niestety pająki mają Laurę i przyszliśmy prosić o pomoc was i Śmierciożerców, bo sami nie damy rady, a Hagrid odmawia nam pomocy.
- To na co my jeszcze czekamy?- zapytał Voldemort i dotknął Mrocznego Znaku na swoim przedramieniu- Gdzie reszta?
- Próbują pokrzyżować choć trochę plany pająków. Tato Narcyza i Lucjusz jeszcze o niczym nie wiedzą.
- Czujesz się na siłach im to powiedzieć?
- Postaram się. Jak tylko się pojawią zabiorę ich do jakiegoś pokoju i im powiem. O, są już pierwsi Śmierciożercy.
W rzeczy samej, przez śnieg w ogrodzie przedzierali się już pierwsi z przybyłych poddanych Czarnego Pana. Po kilku minutach pojawili się rodzice Laury i Draco.
- Mogę was prosić o chwilę rozmowy?
- No nie wiem Hermiono, twój ojciec nas wzywał i powinniśmy się tam stawić- zawachał się Lucjusz wskazując krąg wokół Voldemorta.
-Macie jego zgodę. To wyjątkowa sytuacja.
- Cóż w takim razie prowadź.
Hermiona zaprowadziła ich do pustego pokoju gościnnego.  Odwróciła się  w ich stronę i przez chwilę zbierała się w sobie, aby im powiedzieć. W końcu jak można odpowiednio powiedzieć rodzicom, że ich córka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a być może nawet już nie żyje? Ta ostatnia myśl otrzeźwiła ją nieco i w końcu się odezwała.
- Przykro mi, że to ja muszę być tą osobą, która wam to mówi.
-Co się stało?
- Cóż byliśmy wszyscy na szlabanie w Zakazanym Lesie. Mówiąc wszyscy mam na myśli moich przyjaciół, którzy byli tu w czasie przerwy świątecznej. Hagrid zaprowadził nas do gniazda akromatuli  i Laura…- załamał jej się głos – Wszyscy się broniliśmy i gdy udało nam się z stamtąd wydostać każdy uciekał, dopiero później Ginny zauważyła, że jej z nami nie ma- po jej twarzy spływały łzy- Och, ona tam została i to z tego powodu są tu wszyscy. Chcemy ją uratować. Ci co zostali w szkole chcąc przeszkodzić pająkom tak długo jak dadzą radę.
- O nie. – Narcyza zaniosła się szlochem, a  Hermiona podeszła do niej i mocno przytuliła.
- Jeśli jej coś się stanie to zabiję tego durnia.- wycedził Lucjusz,  który ledwo radził sobie z emocjami, a na jego twarzy malowała się troska.
- Chodźmy, pewnie wszyscy są już gotowi. Chcecie iść z nami, czy wolicie tu zostać?
- To my tam przede wszystkim powinniśmy być. Oczywiście, ze idziemy. Prowadź.
Wyszli z pokoju i zaraz byli w pomieszczeniu, gdzie byli wszyscy. Każdy rzucał Malfoyom współczujące spojrzenia. Hermiona podeszła do Erika i przytuliła się do niego. W ciągu tak krótkiego czasu bardzo polubiła młodszą przyjaciółkę i bardzo martwiła się jej losem.
- Wszyscy gotowi? To idziemy.- zarządził Czarny Pan i wszyscy poszli w stronę bramy, aby kilka minut później aportować się pod wrotami szkoły. Szybko przemierzyli las i po chwili byli przy pozostałych członkach szlabanu, którzy przez dziury w sieci strzelali zaklęciami w pająki. Gdy ich zobaczyli natychmiast do nich podeszli na kiwnięcie Czarnego Pana.
- Słuchajcie plan jest taki wchodzimy tam atakujemy pająki,  ale każdy niech też się rozgląda za Laurą. Musimy ja stamtąd wyciągnąć. Żywą, czy martwą. Zasługuje na to, żeby spocząć gdzie indziej niż wśród tych pająków. Idziemy.
Ustawili się w szeregu i na umówiony znak zaatakowali sieć niszcząc ją na wszelkie możliwe sposoby. Zdziwione pająki w ogóle nie były przygotowane na otwarty atak, więc nie były w szyku bojowym. Zwiększało to tylko szanse Śmierciożerców.
-Do ataku!- krzyknął Voldemort i wszyscy rzucili się w wir walki. Wszędzie latały przeróżne zaklęcia, jednak nigdzie nie było Laury. Pozostawała tylko jedna możliwość- była w ich jamie. W tamtą stronę ruszyli wszyscy napierając na pająki. W końcu ją zauważyli. Leżała oplątana nićmi w rogu wejścia do nory. Pierwszy podleciał do niej Erik i szybko uwolnił ją z więzów. Chwilę się wykłócali. Chłopak kazał jej stąd iść, a ona koniecznie chciała zostać i walczyć. W końcu zniecierpliwiona blondynka odepchnęła go na bok i ruszyła przed siebie nie zważając na krzyki chłopaka. Włączyła się do walki- wszyscy chcieli zabić jak najwięcej potworów.  Każdy dawał z siebie wszystko, bo mimo, że pająki sprawiały wrażenie bezbronnych miały kilka broni- jad, kleszcze, twardy pancerz, klejące nici.  Nagle Laura znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie kilka pająków nie chciało jej puścić i atakowali ją jednocześnie. Jej krzyk przedarł się przed odgłosy walki. Hermiona odwróciła się i zobaczyła wszystko jak na zwolnionym filmie. Widziała jak nad blondynką pochyla się lekko największy z pająków z którymi walczyła i strzela w jej stronę jadem w miejsce powyżej serca, gdzie znajduje się głęboka rana. Jeśli trafi nie ma szans na jej przeżycie, jad rozprzestrzenia w krwiobiegu w zastraszającym tempie.
- Nie!!!- krzyk Draco przedarł się przez wszystko. Chłopak, był obok siostry i rzucił się przed nią, tak, że jad trafił w niego. Padł jak bezwładna lalka na ziemię. Hermiona poczuła jak łzy płyną po jej policzkach. Zaczynała czuć cos to tego chłopaka, czy tego chciała, czy nie. Pająk pochylił się nad blondynem, chcąc się posilić. To podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Biegła w jego stronę powtarzając w myślach „ Błagam, niech on żyje.” Była jakieś piętnaście metrów od niego i wiedziała, że nie zdąży dobiec na czas. Cały czas zastanawiała się, dlaczego nikt nie zareagował na krzyk Laury, ani Dracona. W końcu zrozumiała, że nikt oprócz niej go nie usłyszał. Pająk był tuż, tuż jego ciała. Zebrała się w sobie i po raz pierwszy w życiu, czując już teraz przed wypowiedzeniem zaklęcia straszne wyrzuty sumienia podniosła różdżkę, wycelowała ją w pająka i wykrzyknęła:
- Avada Kedavra
Potwór padł, niestety poleciał na blondyna. Hermiona szybko rzuciła kolejne zaklęcie i przeniosła go w inne miejsce. Kolejne pajęczaki sunęły w jego stronę i jego siostry, która zemdlała osłabiona przetrzymaniem przez pająki i poprzednią walką. Szybko wyczarowała ochronną bańkę prze którą nie mogły się do nich dostać. Zaczęła atakować pająki. Po chwili dołączyła do niej Bellatrix i Pansy. Wspólnie szybko poradziły sobie z tą grupą.
- Hermiono teleportuj się pod bramę szkoły z Draconem i Laurą. Tu już nie są tereny szkoły, wię nie będziesz miała trudności. Ta wasza pielęgniarka, choć mówię to z niechęcią najlepiej im pomoże. Pansy idź z nią, bo ona jest w takim stanie, że jeszcze się rozczepi. Szybko.
Posłuchały Belli i po chwili byli już przy bramie szkoły. Biegiem przebyły błonia i wszystkie piętra wpadając jak burza do Skrzydła Szpitalnego.  Pielęgniarka pojawiła się od razu  słysząc hałas w staroświeckiej koszuli nocnej.
- Co im się stało?
-Atak akromantuli.
-Merlinie co?! Co wy tam robiliście w środku nocy?!
- To Hagrid nas tam zaprowadził. Mieliśmy szlaban.
Pielęgniarka spojrzała na nie zdziwiona i zabrała się za poszkodowanych.
-Czy możemy jakoś pomóc?- zapytała Pansy.
- Tak idźcie do swojego domu. Tu mitynko przeszkadzacie.
-Proszę pani, czy mogła bym zostać, proszę?
-Przykro mi, ale nie. Możesz za to przyjść tu jutro po lekcjach, Tylko ostrzegam, że ta dwójka raczej nie będzie skora do rozmowy.- powiedziała uwijając się przy pacjentach.

Siostry spojrzały na siebie bezradnie wiedząc, że nic nie wskórają, a jak będą się wykłócać to mogą nawet nie zostać wpuszczone jutro. Wyszły więc mówiąc cicho dobranoc. Poszły prosto do swojego domu. Cały zamek był cichy i pusty- w końcu był środek nocy. Po chwili były już w swoim dormitorium. Camile jeszcze nie było- nadal walczyła z pająkami. Hermiona padła na łóżko, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Pansy podeszła do niej i mocno przytuliła. 
-Ciii, spokojnie. Będzie dobrze. Musi być. Weź się w garść oboje z tego wyjdą, to Malfoyowie, są silni. No, już dobrze.
Hermiona mocno się do niej przytuliła. Płakała jeszcze jakiś czas, aż w końcu zaczęła się uspokajać. Zmęczona w końcu usnęła przytulona do siostry. Dziewczyna położyła ją na poduszce i przykryła. Następnie sama poszła się umyć i też położyła się spać. Po kilkunastu minutach obie spały.
Następnego dnia Hermiona nie mogła znaleźć sobie miejsca. Na lekcjach maksymalnie się wyłączała i sprawiała wrażenie, jakby była w innym miejscu. Przed oczami cały czas miała sceny z wczorajszej walki z pająkami. Nic nie mogło sprawić, żeby przestała o tym myśleć. Nawet ukochane książki ją zawiodły. Strasznie martwiła się o Malfoya. Tak jak powiedziała zaczynała coś do niego czuć. Bała się tego uczucia. Co jeśli się zakocha? Przecież to Malfoy.  Musi coś zrobić, żeby tak się nie stało. Może ograniczyć kontakty z nim? Ciekawe jak. Chodzą ze sobą, są w tym samym domu, poza tym Hermiona wcale nie chciała zrywać wszelkich kontaktów z chłopakiem i to właśnie ta myśl ją przerażała. Po lekcjach, mimo wcześniejszych wątpliwości od razu popędziła do Skrzydła Szpitalnego. Weszła po cichu i od razu zauważyła panią Pomfrey uwijającą się przy pacjentach.
-Przepraszam, czy mogę wejść
- Tak proszę, ale tylko na dwadzieścia minut.
Hermiona podeszła do rodzeństwa. Draco wyglądał okropnie. Cały był w bandażach, które w niektórych miejscach przesiąkły jakimś żółtym płynem- ropą. Nadal był nie przytomny. Za to jego młodsza siostra, choć wyczerpana i poobijana była już przytomna i pół leżała, pół siedziała na łóżku.
-Hej jak się czujesz?
-Szczerze? Czuję się, jakby przebiegło po mnie stado hipogryfów. Ale i tak było by ze mną dużo gorzej, gdyby nie Draco. A ty,  jak sobie z tym radzisz?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie kłam. Wiem, że zaczyna ci na nim zależeć.
- Jak się tego domyśliłaś? Przecież nikomu o tym nie powiedziałam.- spytała zaskoczona .
- Potrafię obserwować. Ale... Och, Hermiono bądź ostrożna. Wiesz jaki on jest.  Wiem jak to musi dziwnie brzmieć z ust jego siostry, ale po prostu znam go bardzo dobrze i wiem, że potrafi być niezłym kłamcą.  Nie mówię, że w związku z tobą kłamie, bo nawet ja tego nie potrafię stwierdzić, ale nie mówię, że nie chcę, żebyście byli razem. Tylko uważaj ok?
- Dobrze i dzięki za to co mi powiedziałaś.
-Nie ma sprawy.
-Wiesz nie mam dla ciebie lekcji. Ginny pewnie ci je przyniesie, ale trochę później.
-O, to fajnie. Przynajmniej będę miała co robić. Wiesz tu mogę tylko siedzieć i gapić się w sufit. Powiesz Ginny, żeby przyniosła mi jakąś książkę do pczytania? Pewnie wrócę do szkolnego życia za jakieś trzy, cztery dni, ale do tego czasu umrę z nudów.
Hermiona uśmiechnęła się lekko słysząc paplaninę przyjaciółki.
-Jasne powiem jej i jutro też przyjdę was odwiedzić. A dziś możesz się spodziewać, że drzwi, ani na chwilę się nie zamkną.
Jakby na potwierdzenie jej słów drzwi otworzyły się i wpadła przez nie Pansy.
- Hej.- przywtała się.- Jak się czujesz?
- Dobrze dziękuję. Usiądź, bo czuję się mała, jak tak nade mną stoisz.- zaśmiała się blondynka.
-Widzę, że humor ci dopisuje.
-I to jak. Poproszę o wszystkie nowe plotki w szkole.- zaśmiała się.
Dziewczyny spełniły jej prośbę i zalały ją nowymi nowinkami szkolnymi, dopóki nie wygoniła ich pielęgniarka, mówiąc, że minęło już ponad  pół godziny, a miało być dwadzieścia minut i, że zabierają chorym odpoczynek. Siostry posłusznie opuściły Skrzydło Szpitalne.
Hermiona udawała twardą i żartowała z dziewczynami, ale w środku była załamana o rozbita, a w głowie miała kompletny mętlik. Ciągle myślała o tym, co mówiła jej Laura. Sama miała takie podejrzenia, a blondynka tylko je pogłębila. Tak bardzo chciała zaufać, ale nie potrafiła, bała się zranienia. Draco mówił, że kocha, ale może mówił jej to co sama chciała poświadomie usłyszeć. Może to dzięki tym dwóm słowom i sile perswazji dziewczyny lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Może te czułe słówka, które Draco tak obficie jej serwował wcześniej słyszały inne jego dziewczyny i dzięki nim sądziły, że dokonały niemożliwego- sprawiły, że Dracon Lucjusz Malfoy się zakochał. Ich nadzieje okazywały się złudne po jakimś tygodniu. Czy i jej miała się taka okazać? Z drugiej strony jestz nią już prawie trzy tygodnie, co chyba jest jego rekordem. Wszystkie te wątpliwości ją dobijały. A jeśli wcale nie była córką Czarnego Pana? Czy wtedy, kiedyś tam powiedziałby jej to, co wkrzyczał jejw twarz w jej pokoju, czy nadal była by tylko małą brudną nic nie znaczącą szlamą? Ocknęła się dopiero przed wejściem do Pokoju Wspólnego. Tak bardzo zatraciła się w domysłach, że w ogóle nie pamiętała wędrówki ze szpitala. Siostry planowałyod razu udać się do swojego dormitorium, jednak jak na złość drogę zastąpiła im nieproszona osoba. Osobą tą była Astoria Greengras. Jak zwykle była wyzywająco ubrana.
- Co myślisz, że jak należysz do mojego domu, to przestajesz być brudną dziwką?
- Wiesz, to zabawne, bo to ja raczej powinnam była zadać ci to pytanie. To ja jestem potomkinią Salazara Slytherina w lini prostej, a ty brudną dziwką,  która puszcza się z każdym, kto ma coś pomiędzy nogami.
Hermiona nie przebieraław słowach. Astorii z oburzenia odebrało mowę. Siostry wykorzystały to i wyminęły ją.kierując się do swojego pokoju. Camile nie było w pokoju- pewnie była gdzieś z Erikiem. 
- Pan wiesz jak czują się inni? Jestem w takim stanie, że.kompletnie o tym zapomniałam.
- To zrozumiałe w twojej sytuacji. Nie martw się tak, pani Pomfrey powiedziała, że jego stan jest stabilny i stopniowo się poprawia.
- Skąd o tym wiesz? Nie przypominał sobie, żeby coś takiego mówiła.
- Zapytałam ją o to zanim wyszłyśmy, a wracając do tematu, to nikomu nic się nie stało. Po tym jak się teleportowałyśmy szybko uwinęli się z resztą. Podobno oprócz kilku uciekinierów nic nie zostało z tego stada. Hermiono połóż się spać, bo wyglądasz na strasznie zmęczoną.
Pansy miała rację to ciągłe zamartwianie się strasznie ją wymęczało. Postanowiła posłuchać siostry i położyła się mówiąc ciche "Dobranoc". Po chwili już smacznie spała.
*******
Hej. Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie tym rozdziałem. Nie dawno stuknęło mi 2 000 wyświetleń. Dziękuje Wam za te wejścia :3. Jeśli macie jakieś pytania możecie kierować je tu --->    http://ask.fm/Ever279
Pozdrawiam
Ever :*

3 komentarze:

  1. Fantastyczny rozdział :) Czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski <3
    Przepraszam, że się nie rozpisuję, ale nadrobię to w kolejnym rozdziale :*
    Pozdrawiam i życzę weny, Vik. A.
    http://istnienie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na prolog mojego Dramione:
    http://ciemna-strona-dramione.blogspot.com/
    Twoja opinia byłaby dla mnie ważna :)

    OdpowiedzUsuń